Peemka Peemka
5215
BLOG

Katastrofa MH17: raport końcowy

Peemka Peemka Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 429

13 października br. Dutch Safety Board (DSB) opublikowała końcowy raport przedstawiający przyczyny katastrofy Boeinga 777 lot MH17. (Łatwiejsza do czytania wesja tej notki w jednej części tutaj) Patrząc na profesjonalizm działań, procedury sekcji i identyfikacji ofiar, szybkość śledztwa, jakość i wszechstronność analiz dowodów rzeczowych, zakres symulacji komputerowych a nawet estetykę rekonstrukcji wraku i prezentacji tez końcowego raportu od smutnych skojarzeń ze śledztwem smoleńskim nie ma ucieczki. Tylko dla przykładu: od momentu sprowadzenia wraku do Holandii na trójwymiarową rekonstrukcję przedniej części wraku, wszystkie analizy, badania, symulacje komputerowe i opracowanie szkicu głównego raportu DSB potrzebowała nie więcej niż 6 miesięcy. Dla odmiany po ponad 5 latach od katastrofy smoleńskiej biegli Naczelnej Prokuratury Wojskowej wciąż nie mogą dokończyć ekspertyz technicznych. I to - jak twierdzą biegli prokuratury - przy swobodnym dostępnie do dowodów rzeczowych.

DSB przedstawiła najpierw we wrześniu 2014 r. wstępny raport na temat katastrofy MH17. Bazował on głównie na oględzinach fragmentów wraku na miejscu, sporządzonym materiale fotograficznym, odczytach czarnych skrzynek i danych radarowych z naziemnych stacji. Konkluzja tego wstępnego raportu była następująca: Samolot został zniszczony przez dużą liczbę poruszających się z wielką prędkością odłamków, które penetrowały głównie przednią część kadłuba od zewnątrz.

Ale to był dopiero początek śledztwa. W grudniu 2014 r. Holendrom udało się wywieźć z terenów objętych walkami wszystkie większe części wraku oraz te, które śledczy uznali, że będą najbardziej potrzebne do dalszych analiz. W marcu 2015 przetransportowano do Holandii kolejne fragmenty, które pozostały niezebrane przez pierwszą ekipę oraz zebrane i przekazane śledczym przez lokalnych mieszkańców. Fragmenty te posłużyły do dwuwymiarowej rekonstrukcji samolotu (również wirtualnej) oraz do pełnej trójwymiarowej rekonstrukcji przedniej części kadłuba w bazie lotniczjej Gilze-Rijen.

W czerwcu 2015 r. był już gotowy szkic głównego raportu, który rozesłano do zainteresowanych stron. Oznacza to, że rekonstrukcję, wszystkie analizy wraku i złożone symulacje komputerowe wykonano w czasie nie dłuższym niż 6 miesięcy. Teraz można to porównać ze smoleńskim śledztwem Naczelnej Prokuratury Wojskowej, gdzie po 5 latach od katastrofy wciąż badania techniczne biegłych powołanych przez NPW wciąż nie są zakończone.

W czasie rekonstrukcji i analiz wraku szybko okazało się, że lewa część poszycia kokpitu została podziurawiona przez setki odłamków. Eksperci zidentyfikowali 4 różne rodzaje uszkodzeń poszycia samolotu wynikających z uderzenia odłamków. Skaningowa mikroskopia elektronowa ujawniła, że wiele z tych odłamków, wydobytych z wnętrza kadłuba samolotu, ma bardzo ciekawą cechę: na części ich powierzchni uformowany jest rodzaj cieńkiej warstwy, której skład chemiczny jest zupełnie inny od żelazowego składu chemicznego głównego fragmentu. Określony metodami spektroskopii jonowej i rentgenowskiej skład chemiczny tej warstwy odpowiadał stopom aluminium takich samych, jak używanych w poszyciu tego typu samolotu oraz szkła używanego w budowie okien kokpitu. Żelazowe odłamki nie miały natomiast odpowiednika w strukturze samolotu. Eksperci wywnioskowali z tego, że odłamki te z wielką prędkością uderzały z zewnątrz w poszycie kadłuba i okna kokpitu. Energia uderzenia była tak duża, że ciepło uwolnione podczas tarcia stapiało zarówno stop aluminium poszycia, jak i szkło okien, które osadzało się na powierzchni samego odłamku.

Ustaliwszy, że kadłub został poszatkowany setkami odłamków następnym pytaniem było jakie było ich źródło? Analizowano różne scenariusze w tym uderzenie przez fragmenty meteorytu lub spadającego w atmosferze sztucznego satelity. Po konsultacjach z Royal Dutch Society for Wether and Astronomy obydwie hipotezy odrzucono na gruncie prawdopodobnieństwa oraz braku jakichkolwiek dowodów, że w tym rejonie w tamtym czasie miało miejsce jakiekolwiek zjawisko kojarzone z upadkiem meteorytu.

Zwrócono się również do amerykańskiej Aerospace Corporation, która monitoruje i prowadzi register fragmentów sztucznych satelitów spadających do atmosfery, która potwierdziła, że nie było jakichkolwiek tego typu wydarzeń w analizowanym miejscu i czasie.

Analizy chemiczne wraku i fragmentów z niego wydobytych wykazały na 30 z nich - pobranych z przodniej części kadłuba - obecność materiałów wybuchowych: RDX (heksogenu), TNT (trotylu) i PETN (pentrytu). Ten zestaw jest całkiem podobny do materiałów wybuchowych wykrytych przez aparaturę CLKP na szczątkach Tu-154M po katastrofie w Smoleńsku. I pomyśleć, że niektórzy domorośli eksperci twierdzili, że trotylu się już nie używa we współczesnych środkach rażenia! Choć stwierdzić należy, że DSB zostawiło furtkę możliwości, że ponieważ wrak leżał jakiś czas i transportowany był przez tereny objęte działaniami wojennymi ślady materiałów wybuchowych to efekt zanieczyszczeń.

Pozostawała zatem opcja "udziału osób trzecich". Rozważano dwa zasadnicze scenariusze: zestrzelenie przez wojskowy samolot rakietą powietrze-powietrze lub działkiem pokładowym oraz zestrzelenie samolotu przez rakietę ziemia-powietrze (to jest przeciwlotniczą, odpalaną z ziemi). Przeprowadzono szereg symulacji metodą elementów skończonych, które potwierdziły wzorzec zniszczenia obserwowany na wraku sugerując, że obiekt, który spowodował zniszczenie samolotu nadlatywał od przodu.

Dla pierwszego scenariusza (zestrzelenie przez samolot) analizowano różne rodzaje działek pokładowych kalibru od 23 do 30 mm bedących na użyciu sił powietrznych Ukrainy i Rosji. Hipotezę tę odrzucono na podstawie następujących faktów: ze zniszczeń poszycia wynika, że zniszczenia wojskowy samolot musiałby ostrzelać Boeinga 777 od przodu lub z boku. Trafienie samolotu przy poddzwiękowej prędkości nadlatując od przodu setkami pocisków skumulowanych lokalnie, w specyficznym miejscu kadłuba, jest skrajnie mało prawdopodobne. Co więcej, przebicia poszycia były zupełnie innego rodzaju i składały się z mniejszych otworów różnego kształtu i wielkości 6-12 mm, czyli znacznie mniej niż kaliber pocisku działka. Pocisk pokładowego działka zostawia zwykle okrągły otwór mniej więcej tej samej średnicy i eksploduje wewnątrz. Co jeszcze więcej, wyliczona gęstość perforacji poszycia to około 250 otworów na metr kwadratowy z oszacowaną całkowitą liczbą przebić 800. Rosyjskiej produkcji samoloty myśliwskie (różne typy Suchoja i Mikojana) przenoszą zwykle w swoich działkach nie więcej niż 300 sztuk amunicji, zaś szacowana średnia gęstość uderzeń pocisków w kadłub samolotu to 2 na metr kwadratowy.

Hipotezę zestrzelenia przy pomocy działka pokładowego zatem odrzucono. Co z zestrzeleniem przez inny samolot przy użyciu rakiety powietrze-powietrze? Głowica bojowa tego typu rakiet składa się nie tylko z ładunku wybuchowego, ale otoczona jest odpowiednio formowaną warstwą odłamków, które mają za zadanie niszczenie struktury samolotu. Większość rosyjskiej produckji rakiet tego typu używa w głowicach rodzaju prętów (często uranowych), które zostawiają zupełnie inne przebicia niż obserwowane na wraku B777. Studia porównanwcze wykazały, że zniszczenia zostawione przez tego typu pręty są innego rodzaju niż obecne na wraku MH17. Przeprowadzone symulacje komputerowe wykazały również, że dla otrzymania wzorca zniszczeń obserwowanego na wraku konieczne było użycie dużej głowicy, co wykluczyło mniejsze rakiety tego typu. Jedyna opcja to duże rakiety powietrze-powietrze dalekiego zasięgu, które faktycznie zawierają głowice fragmentacyjne.

Kluczową sprawą w rozstrzygnięciu tego problemu okazały się sekcje zwłok. Porównanie procedury sekcji zwłok i identyfikacji po katastrofie MH17 a smoleńskiej to niebo a ziemia. Holenderscy śledczy zaangażowali imponujący zespół patologów: 120 holenderskich wspartych przez 80 specjalistów z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Belgii, Australii, Indonezji, Malezji i Nowej Zelandii. Nie bano się przeprowadzić dokładnych sekcji zwłok i procedur identyfikacji ofiar. Wszystkie ludzkie szczątki prześwietlano także metodą tomografii komputerowej. Jaki to kontrast w porównaniu katastrofą smoleńską: zakazem otwierania trumien po przetransportowaniu ich z Rosji, brakiem sekscji zwłok dla większości ofiar, pomylonymi ciałami ofiar, panicznym strachem wojskowych prokuratorów przed dopuszczeniem Michaela Badena do pojedynczych sekcji. Najwyraźniej holenderscy śledczy są genetycznie znacznie bardziej odważni od prokuratorów wojskowych.

Zwłoki badano niędzy innymi przy użyciu tomografii komputerowej. Wykazała ona, że zwłaszcza ciało kapitana samolotu (siedzącego z lewej strony kokpitu) zawierało szereg różnych odłamków. Wydobyte z jego ciała żelazowe odłamki można było podzielić na 3 różne grupy: rodzaj kostek, prostokątów i najbardziej charakterystyczne odłamki w kształcie motyla. Odłamki tego typu znaleziono także w ciałach innych członków załogi, w różnych miejscach kokpicie i w lewym skrzydle. Jak wspomniałem wcześniej głowica bojowa otoczona jest specjalną warstwą prefabrykowanych odłamków. Z danych dostarczonych także przez rosyjskiego producenta tych systemów wynika, że tego typu formatowane odłamki stosowane są w głowicach rakiet ziemia-powietrze typu BUK 9M38(M1) (SA-11 w nomenklaturze NATO). Poniżej głowica rakiety z prefabrykowanymi odłamkami oraz (po prawej) graficzna prezentacja warstw otaczających ładunek wybuchowy:

Katastrofa MH17: raport końcowy

Oraz zdjęcie fragmentu warstwy głowicy rakiety BUK z charakterystycznymi odłamkami w kształcie motyla:

Katastrofa MH17: raport końcowy

Tego typu prefabrykowane motylkowate fragmenty nie są natomiast obecne w głowicach znanych rakietach powietrze-powietrze rosyjskiej produkcji. Również zapisy radarowe nie wskazują obecności samolotu, który mógłby zestrzelić MH17. Na miejscu tragedii znaleziono także fragment dyszy rakiety BUK oraz fragmenty jej lotek. Te fragmenty oraz fragmenty wydobyte z ciał ofiar i samolotu poddano analizie porównawczej. Okazało się, że warstwy farby i ich kolorystyka są dokładnie takie same. Również skład chemiczny poszczególnych warstw farby ustalony metodami fourierowskiej spektroskopii w podczerwieni odpowiadał sobie. Wniosek: obiekty, które podziurawiły samolot pochodzą od rakiety, której części znaleziono na wrakowisku. Dodatkowo, na miejscu tragedii znaleziono również fragmenty kabla rakiety służącego do przesyłu danych.

Przeprowadzone dla różnych wariantów wielkości i kształtu głowicy symulacje komputerowe potwierdziły, że wybuch 70-kilogramowej głowicy rakiety typu BUK najbardziej odpowiada zniszczeniom przedniej części wraku. Z kolei fragment przedniej części kadłuba nosi charakterystyczne "talerzowate" wgniecenie sugerujące działanie fali uderzeniowej wybuchu.  Przeprowadzone komputerowe symulacje obliczeniowej dynamiki płynów (CFD) wykazały, że lokalne ciśnienie działające na poszycie w pobliżu miejsca eksplozji wysosiło około 2500 kPa. Po wybuchu w ciągu sekund struktura samolotu uległa dezintegracji.

Modelowanie komputerowe i analiza kryminalistyczna pozwoliła na zlokalizowanie miejsca eksplozji głowicy rakiety z dokładnością do 1 m3. Symulacje te wykonane były niezależnie przez holenderskie TLO, NLR, Badawczy Instytut Kryminalistyczny w Kijowie i producenta rakiety BUK koncern PWO Almaz-Antej. Eksplozja ta nastąpiła w odległości około 3 m w lewo od środka kokpitu i około 4 m powyżej.

Te same instytucje przeprowadziły także symulacje wyznaczające obszar, z którego wystrzelono rakietę biorąc pod uwagę różne możliwe trajektorie, zakres prędkości rakiety i inne nieznane czynniki. Wszystkie te symulacje wskazywały na podobny obszar - maksymalnie wielkości 320 km2, kontrolowany wówczas przez prorosyjskich separatystów.

Konkluzje raportu są jednoznaczne: zgromadzony z różnych źródeł materiał dowodowy jednoznacznie wskazuje, że lot MH17 zniszczony został rakietą BUK 9M38(M1). Dalszy ciąg to już śledztwo kryminalne - próba ustalenia odpowiedzialnych za decyzję wystrzelenia rakiety i pociągnięcia ich do odpowiedzialności. Sam raport obciąża także Ukrainę za niezamknięcie strefy przelotowej, gdzie toczyły się intensywne walki oraz wskazuje brak adekwatnych międzynarodowych procedur postępowania w kwestii regulacji ruchu powietrznego nad obszarami konfiktów zbrojnych.

Szkic głównego raportu zaostał oprotestowany porzez Rosję żądającą usunięcia z raportu wszelkich wzmianego na temat rakiety BUK. Holenderski DSB był jednak niewzruszony: zgromadzone dowody są jednoznaczne.

Warto zwrócić także uwagę, że choć śledztwo było z szerokim udziałem międzynarodowych ekspertów lwia część badań i analiz oraz złożonych komputerowych symulacji wykonana została przez trzy holenderskie instytucje (ze wsparciem ministerstwa obrony): Netherlands Forensic Institute (NLI), Dutch National Aerospace Laboratory (NLR) oraz Netherlands Organisation for Applied Scientific Research (TNO). Znaczącym wyjątkiem tutaj było zaangażowanie brytyjskiej AAIB, gdzie w Farnborough dokonano odczytu czarnych skrzynek samolotu.

Myślę, że gdyby zakończyć męki polskiej i rosyjskiej prokuratury w kwestii śledztwa smoleńskiego i przekazać wszystkie dane i dowody rzeczowe holenderskiej DSB po pół roku wiedzielibyśmy dużo więcej niż po 5 latach oficjalnego "śledztwa".

Prezentacja (w języku angielskim) streszczająca wyniki raportu:

Peemka
O mnie Peemka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka